Nepal to nie tylko groźne i surowe Himalaje, które zajmują 80% jego powierzchni i są wymarzonym miejscem dla miłośników trekkingu. To także niezliczona liczba tajemniczych hinduistycznych i buddyjskich świątyń o niespotykanej gdzie indziej architekturze. Kraj jest zróżnicowany etnicznie, myślę jednak, że przepełnione religią i mistycyzmem codzienne życie mieszkańców jest największym dobrem narodowym tego kraju. Gdziekolwiek się trafi, wszędzie uderza spokój, uśmiech i bardzo przyjazne nastawienie do gości, a barwne stroje noszone przez uśmiechniętych od ucha do ucha Nepalczyków na stałe wpisują się w obraz tego kraju. Wystarczy wypowiedzieć magiczne słowo namaste (pokłon tobie), aby poznać fascynujące zwyczaje i kulturę tego regionu świata, zachwycając się jednocześnie nieskazitelnym jeszcze pięknem przyrody. Nepal jest republiką, ale do niedawna rządziła tam niezbyt lubiana przez Nepalczyków monarchia. Sześć lat temu, po głosowaniu w parlamencie, poproszono ostatniego despotycznego króla Gyanendrę, aby wraz z rodziną w ciągu 15 dni opuścił pałac królewski i zamieszkał w swoich prywatnych posiadłościach, tocząc życie normalnego obywatela. Jednocześnie odebrano mu wszelkie dotychczasowe przywileje.
Pałac Królewski w Katmandu.
Swoją przygodę z Nepalem rozpocząłem od stolicy kraju Katmandu. Piękno Nepalu można podziwiać już z okien samolotu: pośród budzących respekt i skrzących się w promieniach słońca Himalajów wyraźnie widać cel podróży – otoczoną wzgórzami niewielką Dolinę Katmandu, kolebkę kultury nepalskiej. Oprócz stolicy kraju w dolinie leżą jeszcze dwa inne królewskie miasta: Patan i Bhaktapur, które niegdyś stanowiły oddzielne państwa, a dziś razem z Katmandu tworzą jedną aglomerację. Cała dolina ze względu na swą niepowtarzalną wartość kulturową w 1979 roku została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Podobno jeszcze 100 lat temu było tu tyle świątyń, co domów mieszkalnych. Obecnie proporcje te się zmieniły, ale nadal Dolina Katmandu jest uznawana za miejsce o największej koncentracji tego typu obiektów na świecie.
Swoją przygodę z Nepalem rozpocząłem od stolicy kraju Katmandu. Piękno Nepalu można podziwiać już z okien samolotu: pośród budzących respekt i skrzących się w promieniach słońca Himalajów wyraźnie widać cel podróży – otoczoną wzgórzami niewielką Dolinę Katmandu, kolebkę kultury nepalskiej. Oprócz stolicy kraju w dolinie leżą jeszcze dwa inne królewskie miasta: Patan i Bhaktapur, które niegdyś stanowiły oddzielne państwa, a dziś razem z Katmandu tworzą jedną aglomerację. Cała dolina ze względu na swą niepowtarzalną wartość kulturową w 1979 roku została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Podobno jeszcze 100 lat temu było tu tyle świątyń, co domów mieszkalnych. Obecnie proporcje te się zmieniły, ale nadal Dolina Katmandu jest uznawana za miejsce o największej koncentracji tego typu obiektów na świecie.
Wewnątrz najstarszego budynku stolicy, wybudowanego podobno z jednego pnia drzewa i bez użycia gwoździ, znajduje się obecnie sanktuarium hinduskiego świętego Gorakhnatha, którego niewielki posążek stoi za drewnianą balustradą.
Zabytkowy plac Durbar – położony w samym centrum stolicy jest najcenniejszym punktem Katmandu, miejscem spotkań mieszkańców. Jest też swoistym muzeum orientalnej architektury i sztuki na świeżym powietrzu.
Zwiedzanie stolicy rozpocząłem od placu Durbar leżącego u stóp Pałacu Królewskiego, wokół którego skupia się większość zabytków stolicy. Słowo „durbar” pochodzi z języka perskiego i oznacza „dwór/szlachta”, w Nepalu określa się w ten sposób również główny plac miasta, przy którym jest zlokalizowany pałac króla, można go więc uznać za plac królewski. Pierwotnie Katmandu nazywało się Yen. Zostało tak nazwane przez Newarów, którzy są trzonem obecnej ludności i tego określenia używają do dziś. Następnie osadę, siedzibę Lakszmi – bogini szczęścia, bogactwa i piękna przemianowano na Kantipur. Na placu Durbar w Katmandu z zapartym tchem można oglądać dziesiątki świątyń, pałaców i kolumn, które są świadkami tamtych czasów. Tu również znajduje się najstarszy budynek w Katmandu, słynna pagoda, od której pochodzi współczesna nazwa miasta.
Zabytkowy plac Durbar – położony w samym centrum stolicy jest najcenniejszym punktem Katmandu, miejscem spotkań mieszkańców. Jest też swoistym muzeum orientalnej architektury i sztuki na świeżym powietrzu.
Zwiedzanie stolicy rozpocząłem od placu Durbar leżącego u stóp Pałacu Królewskiego, wokół którego skupia się większość zabytków stolicy. Słowo „durbar” pochodzi z języka perskiego i oznacza „dwór/szlachta”, w Nepalu określa się w ten sposób również główny plac miasta, przy którym jest zlokalizowany pałac króla, można go więc uznać za plac królewski. Pierwotnie Katmandu nazywało się Yen. Zostało tak nazwane przez Newarów, którzy są trzonem obecnej ludności i tego określenia używają do dziś. Następnie osadę, siedzibę Lakszmi – bogini szczęścia, bogactwa i piękna przemianowano na Kantipur. Na placu Durbar w Katmandu z zapartym tchem można oglądać dziesiątki świątyń, pałaców i kolumn, które są świadkami tamtych czasów. Tu również znajduje się najstarszy budynek w Katmandu, słynna pagoda, od której pochodzi współczesna nazwa miasta.
Na Durbarze można spotkać wielu wyzwolonych sadhu (wędrownych ascetów żyjących ściśle według zasad hinduskiej religii, już za życia uznanych za świętych). Ze względu na barwność i malowniczość są wdzięcznym obiektem fotografowanym przez turystów. Większość spotykanych tu sadhu jest jednak równie prawdziwa jak niedźwiedzie na Krupówkach.
Ulice Katmandu są niezwykle kolorowe, a w powietrzu unosi się drażniący nozdrza zapach kadzidełek.
Spośród dziesiątek świątyń Durbaru na uwagę zasługuje bogato zdobiony, drewniany pałac Żywej Bogini Kumari – sprawującej opiekę nad całym miastem i uznawanej za wcielenie bogini Taledżu.
Bogini Kumari z charakterystycznym makijażem nawiązującym do legendy o czerwonym wężu i z trzecim okiem na czole, którym bogowie widzą świat.
Legend o pochodzeniu kultu Kumari jest bardzo wiele i choć nie wiadomo, jak było naprawdę, pewne jest jednak, że królewska Kumari jest uznawana za jedną z najważniejszych bogiń Nepalu i to ona udzielała błogosławieństwa kolejnym królom nepalskim. Po zniesieniu monarchii w 2008 roku miejsce króla zajął prezydent, który uzurpował sobie wszystkie królewskie prawa i obowiązki, w tym również składanie ofiar Kumari. Aby spotkać żywe wcielenie bogini, należy koniecznie odwiedzić to miejsce. Choć obecnie w Nepalu jest wiele Kumari, nawet po kilka w jednym mieście, to ta „królewska” z Katmandu jest najbardziej znana i najważniejsza. Bogini Kumari musi być wiecznie młoda („kumari” w języku nepalskim znaczy dziewica), dlatego jest nią kilkuletnia dziewczynka, która odgrywa tę rolę do chwili osiągnięcia dojrzałości. Dlatego mniej więcej co dziesięć lat do pałacu wprowadza się nowa dziewczynka w wieku 4-5 lat, wybierana spośród kasty złotników z buddyjskiego plemienia Newarów, z którego pochodzi Budda. Wybór nowej Kumari jest procesem bardzo skomplikowanym i rygorystycznym. Pięciu mnichów, na czele z najwyższym kapłanem świątyni Taledżu, kierując się wskazówkami ze świata bogów, udaje się na poszukiwanie nowej kandydatki, która musi być urodziwa, bez żadnych niedoskonałości, a także dobrze wychowana. Powinna też mieć 32 wyraźnie określone cechy fizyczne, które mają być atrybutem jej boskości, jak chociażby odpowiedni kształt paznokci, długie palce, płaskie stopy, pierś jak lew, szyję jak muszla, uda jak sarna, długie rzęsy jak krowa, mały język, czysty i poważny głos, połyskującą skórę, sztywne włosy kierujące się na prawo czy też karnację przypominającą miąższ owocu bananowca. Bardzo istotną cechą kandydatki jest też odwaga, którą sprawdza się w końcowym etapie selekcji. Do tej próby przystępuje dziesięć wybranych wcześniej dziewczynek. Spędzają one noc w mrocznej komnacie wypełnionej krwawiącymi łbami bawołów, złożonych w rytualnej ofierze, a także z innymi przedmiotami wywołującymi grozę, podczas gdy dokoła rozbrzmiewają przeraźliwe głosy ludzi, które zewsząd atakują przebywające w niej dziewczynki. Boginią zostanie i w pałacu zamieszka ta z kandydatek, która zniesie tę próbę wytrwałości bez płaczu, wydania z siebie głosu i z największym spokojem. Jeżeli dziewczynka już jako bogini nie skaleczy się lub nie zachoruje, to opuści pałac dopiero wtedy, gdywystąpi u niej pierwsza menstruacja. Oznacza to, że bogini Taledżu, której Kumari jest wcieleniem, właśnie opuszcza jej ciało i szuka nowego. Kumari otrzymuje wtedy od rządu posag oraz dożywotnią emeryturę i wraca do normalnego życia, co w praktyce nie jest takie proste, ze względu na poważny problem z adaptacją. Dziewczynka nie pobierała przecież żadnej nauki (gdyż jako bogini jest wszechwiedząca), nie miała też opieki lekarskiej (jako że bogowie nie chorują) ani kontaktu z rówieśnikami. Na dodatek w Nepalu panuje powszechny przesąd, że każdy mężczyzna, który poślubi Kumari, umrze w ciągu sześciu miesięcy. Życie kobiet, które nosiły to miano, układa się bardzo różnie i choć w większości znalazły one małżonka i urodziły dzieci, to od 1978 roku pięciu kolejnym „byłym boginiom” nie udało się założyć rodziny.
Ulice Katmandu są niezwykle kolorowe, a w powietrzu unosi się drażniący nozdrza zapach kadzidełek.
Spośród dziesiątek świątyń Durbaru na uwagę zasługuje bogato zdobiony, drewniany pałac Żywej Bogini Kumari – sprawującej opiekę nad całym miastem i uznawanej za wcielenie bogini Taledżu.
Bogini Kumari z charakterystycznym makijażem nawiązującym do legendy o czerwonym wężu i z trzecim okiem na czole, którym bogowie widzą świat.
Legend o pochodzeniu kultu Kumari jest bardzo wiele i choć nie wiadomo, jak było naprawdę, pewne jest jednak, że królewska Kumari jest uznawana za jedną z najważniejszych bogiń Nepalu i to ona udzielała błogosławieństwa kolejnym królom nepalskim. Po zniesieniu monarchii w 2008 roku miejsce króla zajął prezydent, który uzurpował sobie wszystkie królewskie prawa i obowiązki, w tym również składanie ofiar Kumari. Aby spotkać żywe wcielenie bogini, należy koniecznie odwiedzić to miejsce. Choć obecnie w Nepalu jest wiele Kumari, nawet po kilka w jednym mieście, to ta „królewska” z Katmandu jest najbardziej znana i najważniejsza. Bogini Kumari musi być wiecznie młoda („kumari” w języku nepalskim znaczy dziewica), dlatego jest nią kilkuletnia dziewczynka, która odgrywa tę rolę do chwili osiągnięcia dojrzałości. Dlatego mniej więcej co dziesięć lat do pałacu wprowadza się nowa dziewczynka w wieku 4-5 lat, wybierana spośród kasty złotników z buddyjskiego plemienia Newarów, z którego pochodzi Budda. Wybór nowej Kumari jest procesem bardzo skomplikowanym i rygorystycznym. Pięciu mnichów, na czele z najwyższym kapłanem świątyni Taledżu, kierując się wskazówkami ze świata bogów, udaje się na poszukiwanie nowej kandydatki, która musi być urodziwa, bez żadnych niedoskonałości, a także dobrze wychowana. Powinna też mieć 32 wyraźnie określone cechy fizyczne, które mają być atrybutem jej boskości, jak chociażby odpowiedni kształt paznokci, długie palce, płaskie stopy, pierś jak lew, szyję jak muszla, uda jak sarna, długie rzęsy jak krowa, mały język, czysty i poważny głos, połyskującą skórę, sztywne włosy kierujące się na prawo czy też karnację przypominającą miąższ owocu bananowca. Bardzo istotną cechą kandydatki jest też odwaga, którą sprawdza się w końcowym etapie selekcji. Do tej próby przystępuje dziesięć wybranych wcześniej dziewczynek. Spędzają one noc w mrocznej komnacie wypełnionej krwawiącymi łbami bawołów, złożonych w rytualnej ofierze, a także z innymi przedmiotami wywołującymi grozę, podczas gdy dokoła rozbrzmiewają przeraźliwe głosy ludzi, które zewsząd atakują przebywające w niej dziewczynki. Boginią zostanie i w pałacu zamieszka ta z kandydatek, która zniesie tę próbę wytrwałości bez płaczu, wydania z siebie głosu i z największym spokojem. Jeżeli dziewczynka już jako bogini nie skaleczy się lub nie zachoruje, to opuści pałac dopiero wtedy, gdywystąpi u niej pierwsza menstruacja. Oznacza to, że bogini Taledżu, której Kumari jest wcieleniem, właśnie opuszcza jej ciało i szuka nowego. Kumari otrzymuje wtedy od rządu posag oraz dożywotnią emeryturę i wraca do normalnego życia, co w praktyce nie jest takie proste, ze względu na poważny problem z adaptacją. Dziewczynka nie pobierała przecież żadnej nauki (gdyż jako bogini jest wszechwiedząca), nie miała też opieki lekarskiej (jako że bogowie nie chorują) ani kontaktu z rówieśnikami. Na dodatek w Nepalu panuje powszechny przesąd, że każdy mężczyzna, który poślubi Kumari, umrze w ciągu sześciu miesięcy. Życie kobiet, które nosiły to miano, układa się bardzo różnie i choć w większości znalazły one małżonka i urodziły dzieci, to od 1978 roku pięciu kolejnym „byłym boginiom” nie udało się założyć rodziny.
Dziedziniec Pałacu Żywej Bogini. W oknie od czasu do czasu pokazuje się Kumari, która pozdrawia turystów pod warunkiem, że nikt nie próbuje jej sfotografować.
Jako że bogowie nie mogą dotknąć stopami nieczystej ziemi, Kumari jest noszona na rękach lub wieziona na drewnianym wozie spryskanym krwią zwierzęcą.
Kumari podczas sprawowania swojej funkcji nigdy nie wychodzi z pałacu. Uczestniczy tylko w kilku najważniejszych uroczystościach religijnych. Jedyne święto, kiedy Kumari opuszcza swoją rezydencję, to Indra Jatra, które przypada na koniec monsunu letniego, czyli na przełomie września i października, i jest najważniejszym świętem związanym z żyjącą boginią. Jako że bogowie nie mogą dotknąć stopami nieczystej ziemi, Kumari jest wtedy noszona na rękach przez trzy dni po ulicach Katmandu lub wieziona na drewnianym wozie spryskanym krwią zwierzęcą. Tak samo, „na szczęście”, są spryskiwane także wszystkie środki lokomocji w całym Nepalu. Obecna Kumari, którą miałem okazję zobaczyć, została wybrana w 2008 roku w wieku 3 lat, a więc jest obecnie u schyłku swojego panowania i pewnie niebawem świat dowie się o poszukiwaniach kolejnego, nowego wcielenia bogini Taledżu.
Jako że bogowie nie mogą dotknąć stopami nieczystej ziemi, Kumari jest noszona na rękach lub wieziona na drewnianym wozie spryskanym krwią zwierzęcą.
Kumari podczas sprawowania swojej funkcji nigdy nie wychodzi z pałacu. Uczestniczy tylko w kilku najważniejszych uroczystościach religijnych. Jedyne święto, kiedy Kumari opuszcza swoją rezydencję, to Indra Jatra, które przypada na koniec monsunu letniego, czyli na przełomie września i października, i jest najważniejszym świętem związanym z żyjącą boginią. Jako że bogowie nie mogą dotknąć stopami nieczystej ziemi, Kumari jest wtedy noszona na rękach przez trzy dni po ulicach Katmandu lub wieziona na drewnianym wozie spryskanym krwią zwierzęcą. Tak samo, „na szczęście”, są spryskiwane także wszystkie środki lokomocji w całym Nepalu. Obecna Kumari, którą miałem okazję zobaczyć, została wybrana w 2008 roku w wieku 3 lat, a więc jest obecnie u schyłku swojego panowania i pewnie niebawem świat dowie się o poszukiwaniach kolejnego, nowego wcielenia bogini Taledżu.