Wciąż słyszę dokoła, że zimno, że szaro, że źle, że mokro. Asystentki snują się po gabinecie, parząc chore ilości czarnej i mocnej kawki dla całego zespołu, który chłonie ją zresztą jak gąbka. Wciąż jakieś narzekania pacjentów, a to że lato się skończyło, że pogody nie ma, a ja sobie tylko myślę, że ludzie to chyba mają oczy w czterech literach. Chociaż na anatomii uczyli tego jakoś trochę inaczej...
Przecież jesień to najwspanialsza pora roku! Nudna zieleń zaczyna mienić się złotem, pomarańczą, brązem, a czasem nawet czerwienią. Lasy zapełniają się pajęczymi sieciami i dorodnymi owocnikami grzybów. Temperatury spadają wreszcie do poziomu akceptowalnego dla osób „nieszczupłonormatywnych”, a te kilka kropel deszczu... Oj tam, oj tam... Polecam od czasu do czasu orzeźwiający spacer z parasolem. Za to gdy nie pada, możemy oglądać zachody słońca o ludzkiej porze. Kominek, długie wieczory, książka. Tak bym to widział, o! (Przypominam, że z romantyzmu w ogólniaku miałem dwóję, bliżej mi raczej do reumatyka...).
Nigdy nie twierdziłem, że jestem normalny, ale skoro inni odczuwają jakieś deficyty na tle pory roku, utwierdza mnie to wręcz w przekonaniu, że nasz naród to wybitni meteopaci. Normalni dentyści zatem w Polsce muszą mieć teraz przekichane. Depresyjna pogoda, robić się nie chce... W sumie to akurat rozumiem, też wolałbym być teraz na grzybach. Nawet pacjenci jacyś tacy faktycznie osowiali. Nieco strach zagaić, żeby trochę rozluźnić atmosferę.
Brytyjczycy do perfekcji opanowali niezobowiązujące gadki o pogodzie, a my tu na Wschodzie perfekcyjnie opanowaliśmy niezobowiązujące szkalowanie pogody, jaka by nie była. Zawsze to jakiś punkt wyjścia do rozmowy... Niezobowiązująca rozmowa na „bezpieczne” tematy to bardzo ważny element życia społecznego, a czasem również zawodowego. Szczególnie w stomatologii, gdzie pacjent często przychodzi do nas napięty jak plandeka na Żuku.
Po co to wszystko? I czemu człowiek musi wszystko sklasyfikować, nazwać? Przecież ten cały „small talk” (bo tak ktoś mądry to nazwał) to zwykła pogawędka, która wychodzi nam dość naturalnie, jeśli mamy to wpisane w swoje cechy charakteru... No właśnie. Osoby introwertyczne mogą mieć pewnego rodzaju problemy w rozmawianiu o pierdołach lub nawet nie czują takiej potrzeby. Stąd liczne opracowania na ten temat i poradniki mające im to ułatwić. Czemu? Bo to nie jest taka „zwykła pogawędka”. To bardziej jak delikatne sondowanie wykałaczką ciasta drożdżowego, żeby sprawdzić co jest w środku. Takie troszeczkę odwijanie cukierka z papierka. A w środku możemy trafić na różne rzeczy, więc trzeba sondować delikatnie!
Small talk stosujemy wtedy, kiedy słabo znamy daną osobę, w celu przełamania pierwszych lodów. Nie oszukujmy się... Większości naszych pacjentów nie znamy prawie wcale. Ten moment, kiedy dane pacjentów są wprowadzane do komputera, jeszcze zanim zbierzemy wywiad właściwy, lub gdy pacjenci leżą i czekają, aż artykaina „wejdzie mocno”, należy potraktować jak szansę nawiązania nieco głębszej relacji, dowiedzenia się czegoś o nich, ale i opowiedzenia im czegoś o sobie.
O czym jeszcze można pogadać? Tematów jest pierdyliard. Rozmowa o pogodzie to numer jeden na liście przebojów, choć jesienią staram się unikać tego tematu, przez wzgląd na swój niepoprawny zachwyt tą porą roku. By uniknąć narzekania, możemy zapytać o plany na urlop albo gdzie w tym roku pacjentowi już udało się pojechać. Grzyby – „Był pan w tym roku już na grzybach?”. Dzieci – „Ma pani dzieci? Te moje diabełki nieźle dają mi w kość”. Bieżące wydarzenia – „Co tam się dzieje teraz w tym Afganistanie!”. Zwierzęta – „Ma pani zwierzęta? Mój kot ostatnio strzelił focha, bo nie było mnie tydzień i nasikał mi na buty, patrząc bezczelnie w oczy!” (To akurat prawda, butów nie udało się uratować). Jedzenie – „Była pani już w tej nowej restauracji? Jestem pozytywnie zaskoczony, wreszcie powiew świeżości w naszym mieście”. Sport – „Oglądał pan wczorajszy mecz? Ale była walka!”.
Oczywiście może się okazać, że nie trafimy na kibica piłki nożnej czy zapalonego grzybiarza. Pacjenci często sami odbijają piłeczkę czy zmieniają temat tak, żeby mówić o sobie. Ludzie uwielbiają gadać o sobie, zauważyliście? A nam pozostaje tylko słuchać uważnie! Jeśli się okaże, że pacjent woli kuchnię włoską od tajskiej, możemy mu zdradzić nasz sekretny przepis na idealne ciasto na pizzę lub zanotować jego. Tak tworzy się nić porozumienia, wiele nici tworzy więź i zanim się obejrzymy jesteśmy już nieco do siebie „przywiązani”. Może się również niespodziewanie okazać, że po prostu się lubimy.
Przyznam się, że nie jestem najlepszym słuchaczem. (To przez bogate życie wewnętrzne. Ciągle chodzę z głową w chmurach! Tych jesiennych, rzecz jasna). Polecam natomiast ćwiczenie uważności w tym temacie i wykazywanie zainteresowania poprzez aktywne słuchanie. Następnym razem pacjent nie będzie już tylko numerkiem w terminarzu, ale jego nazwisko obudzi w nas skojarzenia dotyczące wspólnych zainteresowań, o których dowiedzieliśmy się za pierwszym razem podczas „zwykłej” pogawędki. A może od razu zapytamy go, czy wypróbował nasz przepis na pizzę?
Cały ten small talk bowiem (jak również ten felieton) jest zaiste o dupie Maryni. (Czyli o wszystkim i o niczym). Nie może to być jednak dosłownie rozmowa o czyichś pośladkach. Tak, można skomplementować czyjś wygląd, ale na pewno nie rozmawiamy o osobach nieobecnych ani miejscach, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Są też tematy, których lepiej nie poruszać, żeby nie zmienić small talk w big disaster. Wiadomo – polityka, religia, nawet ekonomia. Wywołuje to zazwyczaj silne emocje i może się okazać, że w tych kwestiach mamy z naszym rozmówcą skrajnie różne opinie, a zamiast nici porozumienia będziemy mieli spalony most. (Bynajmniej protetyczny). Te sprawy to kwestia bardzo indywidualna i nawet w mediach społecznościowych, w zakątkach, do których w teorii pacjenci nie mają wstępu, staram się nie manifestować swoich poglądów.
Small talk to więc taka gra wstępna do dobrych stosunków... międzyludzkich. Niektórzy jej nie lubią, ale warto tę sztukę nieco zgłębić. Z wyczuciem.
Brytyjczycy do perfekcji opanowali niezobowiązujące gadki o pogodzie, a my tu na Wschodzie perfekcyjnie opanowaliśmy niezobowiązujące szkalowanie pogody, jaka by nie była. Zawsze to jakiś punkt wyjścia do rozmowy... Niezobowiązująca rozmowa na „bezpieczne” tematy to bardzo ważny element życia społecznego, a czasem również zawodowego. Szczególnie w stomatologii, gdzie pacjent często przychodzi do nas napięty jak plandeka na Żuku.
Po co to wszystko? I czemu człowiek musi wszystko sklasyfikować, nazwać? Przecież ten cały „small talk” (bo tak ktoś mądry to nazwał) to zwykła pogawędka, która wychodzi nam dość naturalnie, jeśli mamy to wpisane w swoje cechy charakteru... No właśnie. Osoby introwertyczne mogą mieć pewnego rodzaju problemy w rozmawianiu o pierdołach lub nawet nie czują takiej potrzeby. Stąd liczne opracowania na ten temat i poradniki mające im to ułatwić. Czemu? Bo to nie jest taka „zwykła pogawędka”. To bardziej jak delikatne sondowanie wykałaczką ciasta drożdżowego, żeby sprawdzić co jest w środku. Takie troszeczkę odwijanie cukierka z papierka. A w środku możemy trafić na różne rzeczy, więc trzeba sondować delikatnie!
Small talk stosujemy wtedy, kiedy słabo znamy daną osobę, w celu przełamania pierwszych lodów. Nie oszukujmy się... Większości naszych pacjentów nie znamy prawie wcale. Ten moment, kiedy dane pacjentów są wprowadzane do komputera, jeszcze zanim zbierzemy wywiad właściwy, lub gdy pacjenci leżą i czekają, aż artykaina „wejdzie mocno”, należy potraktować jak szansę nawiązania nieco głębszej relacji, dowiedzenia się czegoś o nich, ale i opowiedzenia im czegoś o sobie.
O czym jeszcze można pogadać? Tematów jest pierdyliard. Rozmowa o pogodzie to numer jeden na liście przebojów, choć jesienią staram się unikać tego tematu, przez wzgląd na swój niepoprawny zachwyt tą porą roku. By uniknąć narzekania, możemy zapytać o plany na urlop albo gdzie w tym roku pacjentowi już udało się pojechać. Grzyby – „Był pan w tym roku już na grzybach?”. Dzieci – „Ma pani dzieci? Te moje diabełki nieźle dają mi w kość”. Bieżące wydarzenia – „Co tam się dzieje teraz w tym Afganistanie!”. Zwierzęta – „Ma pani zwierzęta? Mój kot ostatnio strzelił focha, bo nie było mnie tydzień i nasikał mi na buty, patrząc bezczelnie w oczy!” (To akurat prawda, butów nie udało się uratować). Jedzenie – „Była pani już w tej nowej restauracji? Jestem pozytywnie zaskoczony, wreszcie powiew świeżości w naszym mieście”. Sport – „Oglądał pan wczorajszy mecz? Ale była walka!”.
Oczywiście może się okazać, że nie trafimy na kibica piłki nożnej czy zapalonego grzybiarza. Pacjenci często sami odbijają piłeczkę czy zmieniają temat tak, żeby mówić o sobie. Ludzie uwielbiają gadać o sobie, zauważyliście? A nam pozostaje tylko słuchać uważnie! Jeśli się okaże, że pacjent woli kuchnię włoską od tajskiej, możemy mu zdradzić nasz sekretny przepis na idealne ciasto na pizzę lub zanotować jego. Tak tworzy się nić porozumienia, wiele nici tworzy więź i zanim się obejrzymy jesteśmy już nieco do siebie „przywiązani”. Może się również niespodziewanie okazać, że po prostu się lubimy.
Przyznam się, że nie jestem najlepszym słuchaczem. (To przez bogate życie wewnętrzne. Ciągle chodzę z głową w chmurach! Tych jesiennych, rzecz jasna). Polecam natomiast ćwiczenie uważności w tym temacie i wykazywanie zainteresowania poprzez aktywne słuchanie. Następnym razem pacjent nie będzie już tylko numerkiem w terminarzu, ale jego nazwisko obudzi w nas skojarzenia dotyczące wspólnych zainteresowań, o których dowiedzieliśmy się za pierwszym razem podczas „zwykłej” pogawędki. A może od razu zapytamy go, czy wypróbował nasz przepis na pizzę?
Cały ten small talk bowiem (jak również ten felieton) jest zaiste o dupie Maryni. (Czyli o wszystkim i o niczym). Nie może to być jednak dosłownie rozmowa o czyichś pośladkach. Tak, można skomplementować czyjś wygląd, ale na pewno nie rozmawiamy o osobach nieobecnych ani miejscach, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Są też tematy, których lepiej nie poruszać, żeby nie zmienić small talk w big disaster. Wiadomo – polityka, religia, nawet ekonomia. Wywołuje to zazwyczaj silne emocje i może się okazać, że w tych kwestiach mamy z naszym rozmówcą skrajnie różne opinie, a zamiast nici porozumienia będziemy mieli spalony most. (Bynajmniej protetyczny). Te sprawy to kwestia bardzo indywidualna i nawet w mediach społecznościowych, w zakątkach, do których w teorii pacjenci nie mają wstępu, staram się nie manifestować swoich poglądów.
Small talk to więc taka gra wstępna do dobrych stosunków... międzyludzkich. Niektórzy jej nie lubią, ale warto tę sztukę nieco zgłębić. Z wyczuciem.